Pączki, pączusie... Od razu wiadomo, że dziś jest tłusty czwartek. Mając do wyboru faworki lub pączki tym razem, pierwszy raz w życiu wzięłam się za pączki! I to od razu oczywiście, nie jakieś tradycyjne, a co tam! Raz kozie śmierć - nie wyjdzie, nie były mi pisane... Ależ jakie było moje zdziwienie - one są naprawdę pyszne! Takie leciutkie, jak chmureczki... Mmm... :) Na całe szczęście wyszło uch całe mnóstwo :) Pieczone w piekarniku, więc pewnie przynajmniej tysiąca kalorii im zaoszczędziłam. No i orkiszowe, oczywiście :) W tym roku z mąki oczyszczonej, w przyszłym pewnie przynajmniej w połowie na razowej, a co! :) Szczerze polecam, troszkę jest z nimi czekania z wyrastaniem ciasta, ale poza tym da się zrobić. I największy plus dla mnie, jak zwykle - wiem co jest w środku, a może bardziej - wiem czego w tych pączkach nie ma :), w przeciwieństwie do tych sklepowych.